wtorek, 12 sierpnia 2014

I nie opuszczę cię aż do...

   Wszystkie pary w czasie ślubu ufnie powtarzają słowa przysięgi. Że aż do śmierci.
Ale wiadomo, bywa różnie, przeróżnie. Ja wierzę w to, że nam się uda. Ale nigdy nie powiem, że na pewno, na sto procent...
Bo tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono. Bo ja sama siebie pewna nie jestem, kto wie, co się wydarzy w przyszłości. A tym bardziej jego- kto wie, co mu do głowy przyjdzie, czy kiedyś nie zechce się ode mnie odwrócić.
Już siedem lat za nami. Bywało różnie, generalnie już bez fajerwerków i beztroskiego szaleństwa (wcześniej ponad pięć lat byliśmy razem w tym większość- wspólne mieszkanie). Razem pracowaliśmy, razem jeździliśmy na ferie, razem na imprezach. Zdarzały się dłuższe rozłąki- jego wojsko, wyjazd za granicę. Jednak w zasadzie większość wspólnego życia spędziliśmy razem. Mówili, że znudzimy się sobie, że będziemy się kłócić. I tak bywało.  Sprawdziła się u nas jednak zasada- co nas nie zabije to nas wzmocni. W ósmy rok małżeństwa wchodzimy doświadczeni ale silniejsi. Doceniając siebie i swój wysiłek włożony w to nasze wspólne, może nie najatrakcyjniejsze i najciekawsze ale po prostu fajne życie. Mam ogromną nadzieję, że kolejne lata będą coraz lepsze. Każde ma wady, zalety, gorszy czy lepszy dzień ale naprawdę szkoda byłoby zmarnować tyle wspólnego życia z powodu pierwszego lepszego problemu. Tak że wszystkiego najlepszego chłopie, żyj sto lat, zadowolenia z żony, uśmiechu i mniej nerwów na co dzień, a będzie nam jak w raju :P :P :P

wczorajszy prezent od m :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz